piątek, 19 września 2014

Rozdział XIII. 'Nie jesteś sama. Masz swoją prywatną gwiazdę, która nigdy Ciebie nie opuści'

Dwa miesiące później śniegowa kołderka pokryła ziemię. Świat zrobił się smutniejszy, bez ptaków czy kwiatów, które dotąd pokazywały radość życia. Przyszła nostalgia i długie zimowe wieczory. Andreas, co prawda, niebieskich skarpetek nie zakupił, ale odłożył pieniądze i nabył łóżeczko, które już poskręcane czekało na narodziny trzeciego członka naszej rodziny w świeżo wymalowanym na zielono pokoiku. Za niespełna trzy miesiące na świecie mieliśmy powitać... no właśnie. Tu pojawiał się problem. Dziewczęce imię wybralibyśmy bez zastanowienia, gdyż każde z nas miało jakiś typ. Ale z nazwaniem chłopca był zdecydowanie większy problem. Od miesiąca głowiliśmy się, jakby nazwać Wellingera Juniora, ale nic nie przychodziło nam do głowy.

- Carina, nie śpieszmy się z tym wyborem. To poważna sprawa - skoczek stwierdził pewnego grudniowego wieczoru, kiedy siedzieliśmy już w ciepłych piżamach na sypialnianym łóżku - Może poradzimy się taty, pomógłby nam.
- Podoba mi się ten pomysł. Już za tydzień Wigilia, ten czas tak szybko zleciał - stwierdziłam. Uwielbiałam świąteczną atmosferę, chociaż doświadczałam jej głównie w Domu Dziecka, gdzie byłam jednym z wielu podmiotów czekających na choćby mały prezent. To Boże Narodzenie miało być na swój sposób wyjątkowe - Jutro stroimy choinkę!
- Kochanie, masz na to ochotę? Przecież na święta i tak idziemy do taty. Był mocno przejęty tym, że zgodziliśmy się przyjąć jego zaproszenie - usłyszałam. Było to prawdą. Mecenas Wellinger już od trzech tygodni ustalał menu na wigilijną kolację.
- Tak, zróbmy to. To nasze ostatnie święta w takim gronie - pogłaskałam dłonią brzuch - Zapamiętajmy je. Potem i tak szybko musisz jechać na zawody do Oberstdorfu. Musimy jechać - poprawiłam wcześniej wypowiedziane zdanie. Oboje stwierdziliśmy, że na niemieckie konkursy udam się wraz z ukochanym. Byłam w siódmym miesiącu ciąży i czułam się doprawdy znakomicie! Cieszyłam się, że z wysokości trybun będę mogła go dopingować, zawsze sprawiało mi to radość. A od lutego, kiedy mieliśmy zostać rodzicami pozostanie mi jedynie zmienianie pieluch i karmienie malca, a nie ściskanie kciuków i zdzieranie gardła na skoczniach.


Spojrzałam na chłopaka. Siedział, oparty na dwóch poduszkach. Położyłam głowę na jego torsie. Zaczął bawić się moimi włosami. Było idealnie. Poczucie bezpieczeństwa powróciło. Strach pobiegł dalej przed siebie, a jego obojętność się wycofała. Okazało się, że potrafiliśmy żyć w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami.



- Już jesteście! - staliśmy z Andreasem, trzymając się za dłonie, na ośnieżonym progu domu pana Stefana, kiedy ten z radością otworzył przed nami drzwi. Za nami w ciepłym i długim do kostek płaszczu chowała się pani Valerie, której nie mieliśmy serca zostawiać samej w święta. Zbyt dużo jej zawdzięczaliśmy - Wesołych Świąt, kochani!


Mężczyzna podszedł najpierw do mnie, potem do swojego syna, całując każde z nas po kolei. Naszą kochaną sąsiadkę pocałował w dłoń i zaprosił do środka.  Prezent dla ojca Andi położył pod choinką, a następnie zajął miejsce przy stole tuż obok mnie. Do naszych nozdrzy dotarł przecudowny zapach pieczonej kaczki. Mieszał się z wieloma aromatami potraw, które na stole czekały na jedzenie.


- Tato, z Cariną - Andreas złapał mnie za dłoń, leżącą na mojej nodze i ścisnął delikatnie - od jakiegoś czasu wybieramy imię dla naszego syna, ale nie możemy się zdecydować. Chcielibyśmy prosić ciebie o pomoc.
- Mnie o pomoc? Mnie podoba się wiele imion, synu. Toni, Jonas, Matthias czy Bastian. Do was należy decyzja - usłyszeliśmy. W uszach brzmiały mi te cztery męskie imiona. Wiedziałam, że to spośród nich będziemy wybierać. Moją uwagę przykuło ostatnie z imion.
- Bastian? Brzmi naprawdę ładnie - stwierdziłam.
- Owszem. Wspaniały niemiecki tenisista stołowy, którego jak dobrze wiecie jestem kibicem, Bastian Steger nosi to imię. A i piłkarz, Reinhardt ma zaszczyt mieć je wpisane w dowodzie.
- Co o nim sądzisz, kochanie? - spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnął się do mnie szeroko i delikatnie kiwnął potakująco głową. Widział, że ojciec całym sobą starał się pomóc i wybrał naprawdę przyzwoite imię.
- Chcę tak nazwać syna. Bastian Wellinger.
- Bastian Erik Wellinger - powiedziałam nagle. Erik. Jak chłopak z pociągu. Chłopak, który mieszka kilkaset kilometrów ode mnie, a uratował mnie i moje dziecko. Podniósł na duchu, pozwolił zrozumieć życiowe wartości nawet nie zdając sobie z tego sprawy.


- Tato, nie krzątaj się już tak w tej kuchni, wszystko dopięte na ostatni guzik. Wywiązałeś się ponadprzeciętnie - stwierdził młody Wellinger, wkraczając do kuchni po dwudziestu minutach czekania na gospodarza, który poszedł wyłączyć piekarnik z piekącą się kaczką, która już była gotowa do spożycia. Natomiast ja wraz z panią Meyer przy oknie wypatrywałyśmy pierwszej gwiazdki, która zajaśniałaby na niebie, pozwalając rozpocząć ucztę.
- Gdyby niebo było zachmurzone, nie dziwiłabym się, że żadnej nie widzę! Ale jest czyste, a nic się nie świeci - stwierdziłam.
- Bądź cierpliwa, dziecko - staruszka uśmiechnęła się do mnie ciepło - A jeśli już czekamy na tą gwiazdę opowiem ci pewną historię. Właśnie o tych ciałach niebieskich.
Pokiwałam z zadowoleniem głową i oparłam się o salonowy parapet. Kobieta przystawiła sobie krzesło do okna i zaczęła opowiadać.


- Od dziecka kochałam patrzeć w gwiazdy. Nigdy nie były dla mnie czymś niesamowitym, jedynie pozytywnym wrażeniem wzrokowym. Dopóki nie poznałam mojego męża. Albert był najcudowniejszym mężczyzną, jakiego Bóg mógł mi zesłać. Pewnej nocy zabrał mnie za miasto, na wielką polanę. Położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy podziwiać niebo. Pokazywał mi gwiazdy, opowiadał o gwiazdozbiorach. Od razu było widać, że się tym interesuje. Nagle ujrzałam jedną, która migotała. I wówczas z ust mojego ukochanego usłyszałam coś niesamowitego. 'Za każdym razem, kiedy widzisz świecącą gwiazdę, uśmiechnij się. To ktoś, kogo bardzo kochasz wysyła ci sygnał. Mówi - tęsknię! Przypomina o sobie. Przypomina, że jest, że cię kocha. I nigdy o tobie nie zapomni. Gdziekolwiek ten ktoś jest. W mieście dwadzieścia kilometrów stąd, na innym kontynencie czy świecie. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz swoją prywatną gwiazdę, która nigdy ciebie nie opuści'


Z oczu staruszki popłynęły łzy. Andreas podszedł do mnie, pomógł wstać i mocno przytulił, bo i ja się rozkleiłam. Ta opowieść miała przesłanie. Gwiazdy to nasze znaki, informatory, że nie jesteśmy sami. Zawsze znajdzie się ktoś, kto kocha, tęskni czy chciałby przytulić, ale nie może. 'Spójrz w niebo i znajdź migoczącą gwiazdę. Niech swym blaskiem przypomni tobie o mnie'


Zostałam tym rozbita. Ale chyba pozytywnie. Wróciła pamięć o rodzicach i strach przed utratą Andreasa czy nawet pana Stefana. Podróż pociągiem z Erikiem czy rozmowy z szaloną Heidi i roztrzepanym Marinusem. Podziękowałam cicho pani Meyer za tę historię, całując ją w policzek. Kiedy już znaleźliśmy tą wyczekiwaną plamkę na niebie, podzieliliśmy się opłatkiem. Życzyliśmy sobie dużo zdrowia, miłości w rodzinie, zrozumienia i radości z bliskich już narodzin maleństwa. I przyszedł czas na rozpakowanie prezentów. Razem z Andreasem podarowaliśmy ojcu zapinki do marynarki, które skrzętnie kolekcjonował i z chęcią ubierał na spotkania. Zaś pani Valerie dostała od nas małego kotka, który już od dwóch tygodni mieszkał z kobietą. Sąsiadka bardzo ucieszyła się na nowego lokatora, w końcu nie musiała czuć się taka samotna. Kiedy przyszła kolej na obdarowanie nas, pani Meyer wręczyła nam ślicznie zapakowany i udekorowany kokardą prostokątny prezent. Starannie odwiązałam wstążkę tak, by nie uszkodzić papieru. Zza niego wyłonił się karton. Odchyliłam wieko i ujrzałam kolorowe śpioszki, kaftaniki, maleńkie skarpetki czy body. Zafascynowana zaczęłam je wyjmować i się nimi zachwycać. Były naprawdę piękne, a my wyprawkę dopiero zaczęliśmy kompletować.


- Oniemiałam, te ubranka są takie maleńkie i śliczne! - niemal krzyknęłam. Rzuciłam się na szyję kobiecie drugi raz tego wieczoru.
- Carina, spokojnie, jeszcze prezenty ode mnie - uśmiechnął się do mnie ojciec Andreasa i wyszedł z pokoju. Zdezorientowani podążyliśmy za nim wzrokiem. Po chwili wszedł do salonu... pchając fioletowy wózek! Otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć, jak zostaliśmy odciążeni od wydatków. Ale to nie było wszystko.
- Proszę, jeszcze to chciałbym wam podarować - wręczył na ręce swojego syna średniej wielkości kopertę. Andreas spojrzał najpierw na ojca, potem na mnie i zaczął ją otwierać. W środku znalazł jakieś klucze - To klucze do waszego nowego mieszkania. Jest większe od kawalerki, którą teraz zajmujecie. Fakt, to nie dom, ale póki co, jestem w stanie dać wam tylko tyle.
- Aż tyle - poprawiłam mężczyznę, wtulając się w niego jak mała dziewczynka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam przeszczęśliwa. W końcu nasza rodzina miała się wkrótce powiększyć, a mieszkanko jakby się zmniejszyło przez łóżeczko i specjalnie kupioną komodę z przewijakiem. Byłam mu wdzięczna, że w końcu docenił, że nie jestem jego wrogiem, ale jednym z największych przyjaciół.
- Będziecie mieć kawałek dalej do centrum. No i rozstaniecie się z panią Valerie, ale myślę, że niespodzianka się udała.


Udała, jak żadna inna. Ten wieczór nabrał szczególnego znaczenia, był początkiem czegoś nowego. Siedzieliśmy tak do późna, kiedy to Andreas zawiózł panią Valerie do jej mieszkania. Kobieta nie chciała zostawiać swojej kotki na noc samej, dlatego też nie skorzystała z opcji nocowania u ojca mojego ukochanego. Kiedy tylko chłopak wrócił i przyszedł do pokoju gościnnego, gdzie na niego czekałam, przytuliłam go.


- Zaczynamy nowe życie, Andreas. Z nowym mieszkaniem i dzieckiem.
- I nauką o gwiazdach. Kiedy będę daleko, ale i blisko, lecz poza zasięgiem twych ramion, bądź moją gwiazdą. Mrugaj do mnie, kiedy będziesz potrzebować. Wyślę swoją miłość. Zawsze będę blisko, zawsze będę tęsknił, zawsze będę ciebie kochał.
- Bądźmy dla siebie gwiazdami z opowiadania pani Valerie. Migotajmy. Bądźmy swoimi drogowskazami.
- Cieszmy się sobą. I nigdy o sobie nie zapomnijmy.
- Nasz syn będzie scaleniem tego uczucia. Odsłoń zasłonę i spójrz w niebo - poprosiłam, a chłopak wykonał polecenie.
- Widzę świecącą gwiazdę - wskazał palcem na przestrzeń za oknem.
- Tęsknię. Wysyłam sygnał. I zawsze będę. Zamigotam nawet wtedy, kiedy coś nas rozdzieli.
- Nic nas nie rozdzieli, Carina. Zbyt mocno Cię kocham, by nawet śmierć stanęła nam na przeszkodzie.



Łzy płynące po policzkach. Iskierki w mokrych od płaczu oczach. Pojęcie sensu wielu spraw. i miłość. Moment, w którym uświadamiasz sobie piękno świata. Gwiazdy mówiące ludzkim językiem. Cudowna noc spełniających się marzeń. O szczęśliwym domu i ciepłych ramionach, których nikt nie jest godzien mi odebrać.



Dzień dobry! :)
Przybyłam po dłuższej nieobecności, która potrzebna mi była do uporządkowania życia. Nowego, licealnego już życia. Na początku było ciężko, ale wierzę, że to co złe mam już za sobą i teraz będzie tylko lepiej. Dziękuję każdemu, kto wspierał mnie, gdy było naprawdę źle.

Opowieść pani Valerie o gwiazdach jest dla mnie czymś ważnych, osobistym. Mam nadzieję, że coś z niej wyniesiecie, jak i ja, wraz z pisaniem, to zrobiłam. Nie omińcie tego. Zauważajcie najdrobniejsze szczegóły, niosące wielki sens :)

Jak się podoba imię dla małego Wellingera? Szczerze, wybierałam je miesiące temu, dwa razy chciałam je zmienić, ale w końcu stwierdziłam, że czas się ustatkować i zacząć być bardziej zdecydowaną osobą :D



Dziękuję z góry za każdy komentarz. 
Wytykajcie mi błędy, mówcie, co jest źle - bo wiem, że ten rozdział do moich najlepszych nie należy :)



Całuję, Dominika xx


Za dwa rozdziały pożegnamy Carinę i Andiego. Pożegnamy pana Stefana, panią Valerie, Heidi i Marinusa. Będę potrafiła?