piątek, 19 września 2014

Rozdział XIII. 'Nie jesteś sama. Masz swoją prywatną gwiazdę, która nigdy Ciebie nie opuści'

Dwa miesiące później śniegowa kołderka pokryła ziemię. Świat zrobił się smutniejszy, bez ptaków czy kwiatów, które dotąd pokazywały radość życia. Przyszła nostalgia i długie zimowe wieczory. Andreas, co prawda, niebieskich skarpetek nie zakupił, ale odłożył pieniądze i nabył łóżeczko, które już poskręcane czekało na narodziny trzeciego członka naszej rodziny w świeżo wymalowanym na zielono pokoiku. Za niespełna trzy miesiące na świecie mieliśmy powitać... no właśnie. Tu pojawiał się problem. Dziewczęce imię wybralibyśmy bez zastanowienia, gdyż każde z nas miało jakiś typ. Ale z nazwaniem chłopca był zdecydowanie większy problem. Od miesiąca głowiliśmy się, jakby nazwać Wellingera Juniora, ale nic nie przychodziło nam do głowy.

- Carina, nie śpieszmy się z tym wyborem. To poważna sprawa - skoczek stwierdził pewnego grudniowego wieczoru, kiedy siedzieliśmy już w ciepłych piżamach na sypialnianym łóżku - Może poradzimy się taty, pomógłby nam.
- Podoba mi się ten pomysł. Już za tydzień Wigilia, ten czas tak szybko zleciał - stwierdziłam. Uwielbiałam świąteczną atmosferę, chociaż doświadczałam jej głównie w Domu Dziecka, gdzie byłam jednym z wielu podmiotów czekających na choćby mały prezent. To Boże Narodzenie miało być na swój sposób wyjątkowe - Jutro stroimy choinkę!
- Kochanie, masz na to ochotę? Przecież na święta i tak idziemy do taty. Był mocno przejęty tym, że zgodziliśmy się przyjąć jego zaproszenie - usłyszałam. Było to prawdą. Mecenas Wellinger już od trzech tygodni ustalał menu na wigilijną kolację.
- Tak, zróbmy to. To nasze ostatnie święta w takim gronie - pogłaskałam dłonią brzuch - Zapamiętajmy je. Potem i tak szybko musisz jechać na zawody do Oberstdorfu. Musimy jechać - poprawiłam wcześniej wypowiedziane zdanie. Oboje stwierdziliśmy, że na niemieckie konkursy udam się wraz z ukochanym. Byłam w siódmym miesiącu ciąży i czułam się doprawdy znakomicie! Cieszyłam się, że z wysokości trybun będę mogła go dopingować, zawsze sprawiało mi to radość. A od lutego, kiedy mieliśmy zostać rodzicami pozostanie mi jedynie zmienianie pieluch i karmienie malca, a nie ściskanie kciuków i zdzieranie gardła na skoczniach.


Spojrzałam na chłopaka. Siedział, oparty na dwóch poduszkach. Położyłam głowę na jego torsie. Zaczął bawić się moimi włosami. Było idealnie. Poczucie bezpieczeństwa powróciło. Strach pobiegł dalej przed siebie, a jego obojętność się wycofała. Okazało się, że potrafiliśmy żyć w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami.



- Już jesteście! - staliśmy z Andreasem, trzymając się za dłonie, na ośnieżonym progu domu pana Stefana, kiedy ten z radością otworzył przed nami drzwi. Za nami w ciepłym i długim do kostek płaszczu chowała się pani Valerie, której nie mieliśmy serca zostawiać samej w święta. Zbyt dużo jej zawdzięczaliśmy - Wesołych Świąt, kochani!


Mężczyzna podszedł najpierw do mnie, potem do swojego syna, całując każde z nas po kolei. Naszą kochaną sąsiadkę pocałował w dłoń i zaprosił do środka.  Prezent dla ojca Andi położył pod choinką, a następnie zajął miejsce przy stole tuż obok mnie. Do naszych nozdrzy dotarł przecudowny zapach pieczonej kaczki. Mieszał się z wieloma aromatami potraw, które na stole czekały na jedzenie.


- Tato, z Cariną - Andreas złapał mnie za dłoń, leżącą na mojej nodze i ścisnął delikatnie - od jakiegoś czasu wybieramy imię dla naszego syna, ale nie możemy się zdecydować. Chcielibyśmy prosić ciebie o pomoc.
- Mnie o pomoc? Mnie podoba się wiele imion, synu. Toni, Jonas, Matthias czy Bastian. Do was należy decyzja - usłyszeliśmy. W uszach brzmiały mi te cztery męskie imiona. Wiedziałam, że to spośród nich będziemy wybierać. Moją uwagę przykuło ostatnie z imion.
- Bastian? Brzmi naprawdę ładnie - stwierdziłam.
- Owszem. Wspaniały niemiecki tenisista stołowy, którego jak dobrze wiecie jestem kibicem, Bastian Steger nosi to imię. A i piłkarz, Reinhardt ma zaszczyt mieć je wpisane w dowodzie.
- Co o nim sądzisz, kochanie? - spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnął się do mnie szeroko i delikatnie kiwnął potakująco głową. Widział, że ojciec całym sobą starał się pomóc i wybrał naprawdę przyzwoite imię.
- Chcę tak nazwać syna. Bastian Wellinger.
- Bastian Erik Wellinger - powiedziałam nagle. Erik. Jak chłopak z pociągu. Chłopak, który mieszka kilkaset kilometrów ode mnie, a uratował mnie i moje dziecko. Podniósł na duchu, pozwolił zrozumieć życiowe wartości nawet nie zdając sobie z tego sprawy.


- Tato, nie krzątaj się już tak w tej kuchni, wszystko dopięte na ostatni guzik. Wywiązałeś się ponadprzeciętnie - stwierdził młody Wellinger, wkraczając do kuchni po dwudziestu minutach czekania na gospodarza, który poszedł wyłączyć piekarnik z piekącą się kaczką, która już była gotowa do spożycia. Natomiast ja wraz z panią Meyer przy oknie wypatrywałyśmy pierwszej gwiazdki, która zajaśniałaby na niebie, pozwalając rozpocząć ucztę.
- Gdyby niebo było zachmurzone, nie dziwiłabym się, że żadnej nie widzę! Ale jest czyste, a nic się nie świeci - stwierdziłam.
- Bądź cierpliwa, dziecko - staruszka uśmiechnęła się do mnie ciepło - A jeśli już czekamy na tą gwiazdę opowiem ci pewną historię. Właśnie o tych ciałach niebieskich.
Pokiwałam z zadowoleniem głową i oparłam się o salonowy parapet. Kobieta przystawiła sobie krzesło do okna i zaczęła opowiadać.


- Od dziecka kochałam patrzeć w gwiazdy. Nigdy nie były dla mnie czymś niesamowitym, jedynie pozytywnym wrażeniem wzrokowym. Dopóki nie poznałam mojego męża. Albert był najcudowniejszym mężczyzną, jakiego Bóg mógł mi zesłać. Pewnej nocy zabrał mnie za miasto, na wielką polanę. Położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy podziwiać niebo. Pokazywał mi gwiazdy, opowiadał o gwiazdozbiorach. Od razu było widać, że się tym interesuje. Nagle ujrzałam jedną, która migotała. I wówczas z ust mojego ukochanego usłyszałam coś niesamowitego. 'Za każdym razem, kiedy widzisz świecącą gwiazdę, uśmiechnij się. To ktoś, kogo bardzo kochasz wysyła ci sygnał. Mówi - tęsknię! Przypomina o sobie. Przypomina, że jest, że cię kocha. I nigdy o tobie nie zapomni. Gdziekolwiek ten ktoś jest. W mieście dwadzieścia kilometrów stąd, na innym kontynencie czy świecie. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz swoją prywatną gwiazdę, która nigdy ciebie nie opuści'


Z oczu staruszki popłynęły łzy. Andreas podszedł do mnie, pomógł wstać i mocno przytulił, bo i ja się rozkleiłam. Ta opowieść miała przesłanie. Gwiazdy to nasze znaki, informatory, że nie jesteśmy sami. Zawsze znajdzie się ktoś, kto kocha, tęskni czy chciałby przytulić, ale nie może. 'Spójrz w niebo i znajdź migoczącą gwiazdę. Niech swym blaskiem przypomni tobie o mnie'


Zostałam tym rozbita. Ale chyba pozytywnie. Wróciła pamięć o rodzicach i strach przed utratą Andreasa czy nawet pana Stefana. Podróż pociągiem z Erikiem czy rozmowy z szaloną Heidi i roztrzepanym Marinusem. Podziękowałam cicho pani Meyer za tę historię, całując ją w policzek. Kiedy już znaleźliśmy tą wyczekiwaną plamkę na niebie, podzieliliśmy się opłatkiem. Życzyliśmy sobie dużo zdrowia, miłości w rodzinie, zrozumienia i radości z bliskich już narodzin maleństwa. I przyszedł czas na rozpakowanie prezentów. Razem z Andreasem podarowaliśmy ojcu zapinki do marynarki, które skrzętnie kolekcjonował i z chęcią ubierał na spotkania. Zaś pani Valerie dostała od nas małego kotka, który już od dwóch tygodni mieszkał z kobietą. Sąsiadka bardzo ucieszyła się na nowego lokatora, w końcu nie musiała czuć się taka samotna. Kiedy przyszła kolej na obdarowanie nas, pani Meyer wręczyła nam ślicznie zapakowany i udekorowany kokardą prostokątny prezent. Starannie odwiązałam wstążkę tak, by nie uszkodzić papieru. Zza niego wyłonił się karton. Odchyliłam wieko i ujrzałam kolorowe śpioszki, kaftaniki, maleńkie skarpetki czy body. Zafascynowana zaczęłam je wyjmować i się nimi zachwycać. Były naprawdę piękne, a my wyprawkę dopiero zaczęliśmy kompletować.


- Oniemiałam, te ubranka są takie maleńkie i śliczne! - niemal krzyknęłam. Rzuciłam się na szyję kobiecie drugi raz tego wieczoru.
- Carina, spokojnie, jeszcze prezenty ode mnie - uśmiechnął się do mnie ojciec Andreasa i wyszedł z pokoju. Zdezorientowani podążyliśmy za nim wzrokiem. Po chwili wszedł do salonu... pchając fioletowy wózek! Otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć, jak zostaliśmy odciążeni od wydatków. Ale to nie było wszystko.
- Proszę, jeszcze to chciałbym wam podarować - wręczył na ręce swojego syna średniej wielkości kopertę. Andreas spojrzał najpierw na ojca, potem na mnie i zaczął ją otwierać. W środku znalazł jakieś klucze - To klucze do waszego nowego mieszkania. Jest większe od kawalerki, którą teraz zajmujecie. Fakt, to nie dom, ale póki co, jestem w stanie dać wam tylko tyle.
- Aż tyle - poprawiłam mężczyznę, wtulając się w niego jak mała dziewczynka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam przeszczęśliwa. W końcu nasza rodzina miała się wkrótce powiększyć, a mieszkanko jakby się zmniejszyło przez łóżeczko i specjalnie kupioną komodę z przewijakiem. Byłam mu wdzięczna, że w końcu docenił, że nie jestem jego wrogiem, ale jednym z największych przyjaciół.
- Będziecie mieć kawałek dalej do centrum. No i rozstaniecie się z panią Valerie, ale myślę, że niespodzianka się udała.


Udała, jak żadna inna. Ten wieczór nabrał szczególnego znaczenia, był początkiem czegoś nowego. Siedzieliśmy tak do późna, kiedy to Andreas zawiózł panią Valerie do jej mieszkania. Kobieta nie chciała zostawiać swojej kotki na noc samej, dlatego też nie skorzystała z opcji nocowania u ojca mojego ukochanego. Kiedy tylko chłopak wrócił i przyszedł do pokoju gościnnego, gdzie na niego czekałam, przytuliłam go.


- Zaczynamy nowe życie, Andreas. Z nowym mieszkaniem i dzieckiem.
- I nauką o gwiazdach. Kiedy będę daleko, ale i blisko, lecz poza zasięgiem twych ramion, bądź moją gwiazdą. Mrugaj do mnie, kiedy będziesz potrzebować. Wyślę swoją miłość. Zawsze będę blisko, zawsze będę tęsknił, zawsze będę ciebie kochał.
- Bądźmy dla siebie gwiazdami z opowiadania pani Valerie. Migotajmy. Bądźmy swoimi drogowskazami.
- Cieszmy się sobą. I nigdy o sobie nie zapomnijmy.
- Nasz syn będzie scaleniem tego uczucia. Odsłoń zasłonę i spójrz w niebo - poprosiłam, a chłopak wykonał polecenie.
- Widzę świecącą gwiazdę - wskazał palcem na przestrzeń za oknem.
- Tęsknię. Wysyłam sygnał. I zawsze będę. Zamigotam nawet wtedy, kiedy coś nas rozdzieli.
- Nic nas nie rozdzieli, Carina. Zbyt mocno Cię kocham, by nawet śmierć stanęła nam na przeszkodzie.



Łzy płynące po policzkach. Iskierki w mokrych od płaczu oczach. Pojęcie sensu wielu spraw. i miłość. Moment, w którym uświadamiasz sobie piękno świata. Gwiazdy mówiące ludzkim językiem. Cudowna noc spełniających się marzeń. O szczęśliwym domu i ciepłych ramionach, których nikt nie jest godzien mi odebrać.



Dzień dobry! :)
Przybyłam po dłuższej nieobecności, która potrzebna mi była do uporządkowania życia. Nowego, licealnego już życia. Na początku było ciężko, ale wierzę, że to co złe mam już za sobą i teraz będzie tylko lepiej. Dziękuję każdemu, kto wspierał mnie, gdy było naprawdę źle.

Opowieść pani Valerie o gwiazdach jest dla mnie czymś ważnych, osobistym. Mam nadzieję, że coś z niej wyniesiecie, jak i ja, wraz z pisaniem, to zrobiłam. Nie omińcie tego. Zauważajcie najdrobniejsze szczegóły, niosące wielki sens :)

Jak się podoba imię dla małego Wellingera? Szczerze, wybierałam je miesiące temu, dwa razy chciałam je zmienić, ale w końcu stwierdziłam, że czas się ustatkować i zacząć być bardziej zdecydowaną osobą :D



Dziękuję z góry za każdy komentarz. 
Wytykajcie mi błędy, mówcie, co jest źle - bo wiem, że ten rozdział do moich najlepszych nie należy :)



Całuję, Dominika xx


Za dwa rozdziały pożegnamy Carinę i Andiego. Pożegnamy pana Stefana, panią Valerie, Heidi i Marinusa. Będę potrafiła?

15 komentarzy:

  1. Popłakałam się przez Ciebie, mam nadzieję, że jesteś świadoma tego, co uczyniłaś białogłowo!

    Nie ułożę tutaj wszystkiego tak, jakbym chciała, czyli po kolei. Zrobię to dosyć chaotycznie, bo cały czas trzepią mną emocje, a zależy mi by dodać komentarz tuż po rozdziale.
    A więc... Senior naprawdę się zmienił! A wspólna Wigilia jest tego idealnym znakiem. W tym dniu ludzie zapominają o wszystkich sporach i kłótniach, a jedyne co się dla nich liczy to tylko i wyłącznie wspólnota.
    Już wiem co miałaś na myśli, gdy mówiłaś, że "zbierasz materiały". Boże Narodzenie w Niemczech jest świetne i jeszcze piękniejsze niż to Polskie i mam nadzieję, że chociaż jeden raz tam spędzę święta (if you know that i mean).
    Jakie prezenty, o my gash. Wózek jest zdecydowanie najfajniejszy, jeśli wyobrażamy go sobie tak samo lub podobnie.
    No i jest w końcu Bastian! Nie dziwię się, że się wahałaś, niemieckich imion dla chłopców jest zdecydowanie za dużo! I jest także Erik... Tu też mnie jakoś rozbiłaś, bo przypomniałam sobie jedne z pierwszych rozdziałów i właśnie tego chłopaka. To są tak zwani "cisi bohaterowie".
    Kolejna fala łez popłynęła właśnie przy gwieździe. Nie dziwię się, że jest dla Ciebie tak osobista, bo mi po prostu brakło słów! I gdyby ktoś tak do mnie powiedział, to chyba zeszłabym ze wzruszenia na tym kocu.
    Nigdy więcej nie rób mi takich dialogów, bo przez łzy niewiele widzę i nie mogę doczytać do końca! (znowu Ci rozkazuję, przepraszam :x) Czyta się je jednak świetnie i kocham Cię za taką oto właśnie pisarską wrażliwość, która jest dla Ciebie charakterystyczna, bo wiesz, mało osób to potrafi, zdecydowanie.
    Mam nadzieję, że kotek dla pani Valerie jest tak samo śliczny jak moja Bryśka, bo jak nie to... też fajnie!

    Kilka zdań na koniec... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało Ci się dodać ten rozdział! Zakochałam się w nim i pewnie do końca dnia będę go miała cały czas w głowie, a już szczególnie te słynne dialogi.
    Nie umiem znaleźć żadnego błędu, kompletnie, a rozdział jak zwykle przepiękny. Zawieszasz poprzeczkę innym naprawdę wysoko!
    Nie, nie, nieeeeee nie będę umiała pożegnać się z nimi, chyba nigdy! Jak Ty będziesz się umiała z nimi rozstać? Nie mam pojęcia, nawet taki statystyczny czytelnik jak ja zżył się z realistką Cariną, uroczym opiekunem Andim, nawracającym się Stefanem, doradzającą panią Valerie, gadatliwą jak kwoka Heidi, czy roztrzepanym jak bicz Marinusem? Pokochałam ich, wiesz? Pokochałam też Severina, który wtedy zmierzył ją wzrokiem przed skocznią! (pamiętam to wszystko, wiem, to dosyć dziwne).
    Kończę ten komentarz z dziwnym uczuciem pustki, bo czuję, że nie napisałam tutaj jeszcze wielu rzeczy, ale... jeśli o czymś zapomniałam, to zapodam na tt xd

    Największa fanka Twojego bloga, Olcia od Szafowego xx

    OdpowiedzUsuń
  2. To był najlepszy rozdział jaki czytałam, chociaż poprzednie też były świetne. Ta cała atmosfera świąteczna, gwiazdy, opowieść pani Valerie.... Po prostu fantastyczne! A imię dla małego Wellingera niczego sobie! :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Weny życzę i pozdrawiam - @xkaarolciax ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, niesamowity rozdział!
    Aż poczułam magię świąt, naprawdę!
    Cieszę się, że relacje z ojcem Andreasa są takie, jakie są. No i święta z panią Valerie, nie mogło być lepiej ;)
    Imiona wybrałaś śliczne :)
    Smutno będzie rozstać się z nimi wszystkimi, no ale nic nie może wiecznie trwać.
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. 'Gdy wigilia jest... gdy choinka jest... żadnych smutków..' I tu też nie ma smutków. Są zadumania i przemyślenia, jak to w święta bywa. Łzy również są.. CHCĘ JUŻ ŚWIĘTA <3
    A Rozdział świetny, naprawdę genialny. nie mam słów, żeby to opisać.. JESTEŚ ŚWIETNA! <3
    Pozdrawiam, @echteliiebe ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając ten rozdział uroniłam łzy wzruszenia, przypominał mi o świętach, spotkaniu z rodziną i samymi dobrymi wspomnieniami. Przez ekran poczułam zapach tej kaczki, chłód śniegu, słyszałam odgłos otwieranego prezentu. Widziałam dwoje zakochanych ludzi, którzy są szczęśliwi. Cieszę się ich szczęściem. Dotknęłam ich życia, ich historii. Są częścią mnie. Gwiazdy są wieczne, tak jak wspomnienia. Nawet gdy jest mi naprawdę źle i popadam w chandrę, wiem, że gdzieś ktoś nie chce bym była smutna, ktoś, komu na mnie zależy.
    W tym rozdziale pokazałaś, że wszystko może się ułożyć, gdy ludzie się kochają i są wobec siebie szczerzy. Może dla niektórych to baśniowa fikcja, ale ja wierzę w moc miłości jednoczącej ludzi. I znowu się popłakałam... pomyślałam teraz o osobach, z którymi moje relacje się zniszczyły... Chciałabym, aby było jak dawniej, ale to działa w dwie strony. Mam tylko nadzieję, że mi wybaczą...
    To opowiadanie jest tak mądre, zawarte są w nim wszelkie mądrości życia. Jestem nim zachwycona! Czytając je wpadam w specyficzny stan, tak jakoś mi dobrze na sercu.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie <3 jesteś wspaniała Dominiko! :* /@unnamedsoldierr

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh. My. God.
    Umarłam.
    Ale dobra.. chwila.. *ogarnia zapłakane policzki i mocno pociąga nosem*
    Uwielbiam Ciebie, każde słowo napisane na tym blogu. Ten blog powinien być we fragmentach w podręcznikach szkolnych, by uczyć ludzi, jak żyć. Żeby mimo wszystko zawsze wierzyli w miłość, bo ona prędzej czy później nadejdzie bez naszej pomocy. Sama wybierze odpowiedni moment.
    Byłam pewna, że którymś z imion będzie Erik - punkt dla mnie, no i dla Ciebie! :)
    Chcę już czuć magię świąt. Ubieranie choinki, śpiewanie kolęd.. *o*
    Jak na razie jak bym chciała, nie wyobrażam sobie siebie czytającą epilog, skoro przy prawie każdym rozdziale w moim oku zakręca się łza. Masz ogromny talent przelewania emocji na papier, tudzież na bloggera. Czytanie Twoich opowiadań sprawia mi ogromną radość.
    Czekam również na opowiadanie o piłkarzach, o Pszczółkach.. mam ogromną nadzieję, że będziesz pisać właśnie o nich.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia!
    P.S Przed dodaniem epilogu, powiadom mnie wcześniej, żebym zdążyła wyposażyć się w milion opakowań chusteczek higienicznych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezuuu jakie to kochane <3 w końcu zaczyna się układać <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest cudowny, nie mam nic do zarzucenia. Imię Wellinger'a Juniora bardzo mi się spodobało. Jest takie... inne, a jednocześnie wspaniałe. Bastian. Piękne.
    Opowiadanie pani Valerie przypomina mi jedno z twoich krótszych opowiadań, które publikowałaś w formie twitlongera. Jeśli dobrze pamiętam, to podobny fragment umieściłaś w twitlongerze o Michael'u Hayboeck'u. Zakochałam się wtedy w tym fragmencie i nadal go kocham :)
    Pozostaje mi chyba tylko czekać na ciąg dalszy historii o Carinie i Andim :) Życzę dużo weny, słonko ♥

    @luvmywelli

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział piękny ;) Atmosfera świąt, że łezka w oku sama się zbiera.
    Cari i Andi są tacy szczęśliwi i oby to się nigdy nie zmieniło <3
    Bastian- świetne imię dla ich synka!
    Buziaki i weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo. Piękna, świąteczna atmosfera oraz piękna historia z niesamowitym przesłaniem.
    smutno, że już nie długo koniec, ale przecież wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. :)
    @sleppydream

    OdpowiedzUsuń
  11. Żałuję, że tak późno odkryłam Twoje opowiadanie! Opowiadanie, w którym po pierwszym rozdziale się zakochałam!
    Piękna historia o miłości, która została wystawiona na wiele prób. Całe szczęście, że wszystko zaczyna się układać po myśli przyszłych rodziców ;)
    Twoje opowiadanie jest takie... prawdziwe. Historia Andiego i Cariny wzruszyła mnie. Wzięli odpowiedzialność za swoje czyny. Wiem, że to tylko jest wymyślona historia, ale powinna być przykładem dla wielu młodych ludzi mającym podobne problemy jak Twoi bohaterowie :)
    Ile razy dusiłam w sobie łzy, wzruszenie? Przy każdym rozdziale! Uwielbiam opowiadania, które doprowadzają mnie do łez.
    I do tego styl, w jakim piszesz rozdziały. Mistrzostwo świata :)
    Każdy rozdział czytało się bardzo przyjemnie, wszystko było świetnie opisane. Oby więcej takich porządnych, starannych opowiadań jak Twoje :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny na pozostałe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie żegnajmy ich, za bardzo ich lubię :C


    Dotarłam w końcu i ja, jak się okazało, kiedyś już czytałam tego bloga, ale zgubiłam do niego linka. Podoba mi się zachowanie Wellingerów, że w końcu dorośli, przestali odwalać fochy i razem z Cariną i Wellingerem Juniorem stworzą piękną, szczęśliwą rodzinę (a może pani Valerie też jakoś z Wellim Seniorem coś tego?)

    OdpowiedzUsuń
  13. Skończyłam! Piękne opowiadanie! Wzruszyłam się przy tym rozdziale, tak bardzo..
    Nie kończ tego tak szybko, proszę :c
    Tata Wellinger przejrzał na oczy, wreszcie! Będzie im pomagał? Na pewno. A pani Valerie jest naprawdę cudowną osobą i jaką uprzejmą.
    Czekam na nowy kochana! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. O Boże, jakie piękne te teksty o gwiazdach! Wzruszyłam się *_*
    To prawda- gwiazda zawsze przekaże nam obecność ukochanej osoby, co by się nie działo. Taka iskierka nadziei na lepsze jutro :) Niby zwykłe, a szalenie ważne przesłanie.
    Tata Wellinger już nie jest złym człowiekiem. Zmienił się, na lepsze. Teraz z ochotą pomaga swojemu synowi, Carinie i nienarodzonemu jeszcze wnuczkowi. Podarował im wózek, mieszkanie... To naprawdę wiele znaczy! Przejął się swoją rolą i wywiązuje się z niej jak na razie wzorcowo. Rozczuliłam się, gdy czytałam o prezencie od pani Valerie- trafiła doskonale! Osobiście uwielbiam wpatrywać się w takie rzeczy dla malców i może stąd wzięła się moja reakcja. Mały Bastian z pewnością będzie uroczym bobaskiem, który będzie niósł pociechę swoim rodzicom :)
    Boże Narodzenie, Wigilia... Już nie mogę się doczekać! *_*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń